Rozwój to też śmierć: o tym, dlaczego stoimy w miejscu, choć dużo „robimy”

Jeśli jesteś osobą, która chce dokonać znaczącego przełomu, zmiany w swoim życiu, to zdradzę Ci pewien sekret – nieodłącznym składnikiem rozwoju jest śmierć i destrukcja. To brzmi przerażająco, prawda? No właśnie. Ogromnie się tego boimy i to właśnie często powstrzymuje nas przed zmianą, której tak bardzo pragniemy i teoretycznie dużo w jej kierunku robimy. Dzisiaj opowiem trochę o tym jak działa ten mechanizm – i jak go oswoić, aby móc się rozwijać.

Myśląc o rozwoju zazwyczaj skupiamy się na jego pozytywnym aspekcie – czegoś nam przybywa, jakiejś umiejętności, doświadczenia. Uczymy się czegoś nowego. Stajemy się w czymś lepsi. Ma to służyć jakiemuś naszemu celowi – ma być inaczej, lepiej. Czasem jednak mimo wysiłku wkładanego w „nabywanie” umiejętności, doskonalenie– stoimy w miejscu. Pożądany efekt nie przychodzi. Powtarzamy te same błędy. Wracamy do punktu wyjścia. To jest ten moment, kiedy warto się przyjrzeć temu aspektowi rozwoju, który jest mniej chętnie omawiany. Jest to śmierć. Utrata. Bo nieodłączną częścią rozwoju jest pożegnanie tych części, które nam nie służą. Bo rozwój to nie tylko nabywanie, to także oddawanie, odpuszczanie, poddawanie się. A my pragniemy zmiany, ale nie potrafimy odpuścić dotychczasowego sposobu działania. Chcesz być bardziej odważna? Niezbędne jest pożegnanie lęku przed oceną innych. Chcesz podejmować ryzyko? Pozwól umrzeć swojemu lękowi przed porażką. Ten aspekt związany z rozstaniem z częścią siebie, jej utratą, śmiercią – jest często przerażający. Gdy przyjrzymy się naturze, zauważymy, że proces ten jest wszechobecny. Przyroda nieustannie funkcjonuje w cyklu obumierania i wzrastania. Nie ma jednego bez drugiego. Pięknie pisze o tym Katherine May w książce „Zimowanie” (którą Ci bardzo polecam*). My jednak bardzo boimy się tego etapu destrukcji, obumarcia. Uporczywie próbujemy utrzymać wszystkie aspekty naszego „ja” przy życiu.

Przykład?

Jedna z moich klientek trafiła do mnie po dwukrotnych zmianach pracy, które miały na celu zmniejszenie ilości pracy „po godzinach”. Ania chciała więcej czasu dla siebie i była nieszczęśliwa, że znowu trafiła do firmy, w której musi pracować ponad siły. W toku naszej pracy coachingowej dotarłyśmy jednak do tego, że to nie tylko firma przyczyniała się do jej zapracowania – ale też niechęć Ani do odpuszczenia starych nawyków, u których podłoża leżał perfekcjonizm i potrzeba kontroli. Ania zrozumiała, że aby zyskać czas dla siebie, musi nauczyć się odpuszczać – co na pewno nie było przyjemne i mocno godziło w jej wizerunek samej siebie jako osoby, która zawsze ma wszystko ogarnięte. Cóż, ten wizerunek tez trzeba było pożegnać – i wypracować nowy, w którym Ania jest profesjonalistką, która dba o pracę ale w równym stopniu o siebie. Na sesjach zaczęłyśmy od symbolicznego pożegnania starej wersji siebie aby przejść do wizualizowania nowej i nauki nowych nawyków, które będą ją wspierały.

Dziś mówi: „To było bolesne… ale pierwszy raz od lat czuję się naprawdę dobrze ze sobą.”

Więc jeżeli jesteś w miejscu, w którym już wiesz, że chcesz danej zmiany, ale z jakichś przyczyn ona nie materializuje się, zastanów się, czy nie hamuje Cię lęk przed utratą – tej części siebie, do której tak bardzo jesteś przyzwyczajona, choć Ci już nie służy. Bo chcemy nowego, ale trudno nam jest pożegnać się z przekonaniem lub nawykiem, który towarzyszył nam przez lata. Nie chcemy rozstać się ze sprawdzonymi metodami. A tego właśnie wymaga rozwój. I to właśnie dlatego często dokonujemy kwantowych skoków rozwojowych w trakcie dużych kryzysów życiowych – pozwalają nam one – często wbrew własnej woli – na odklejenia się od dotychczasowych schematów i dają możliwość stworzenia siebie na nowo. Zazwyczaj nie jest to miły proces. A gdy robimy to świadomie, z własnej woli – cóż, też nie jest to łatwe. Tu kluczem jest świadomość – zrozumienie, że aby przywitać nowe, trzeba pożegnać stare. Że to normalne, że to boli. Że boimy się „puścić”. Ale nie ma innej drogi. Nie należy się tego bać, tylko w pełni zaakceptować i przejść, opiekując się sobą w trakcie transformacji. Można przejść jakąś symboliczną żałobę, rytuał w trakcie którego pożegnamy oficjalnie ten aspekt siebie, który już nam nie służy – docenimy to, co do tej pory dla nas zrobił i pozwolimy mu odejść. Takie procesy przechodzimy na sesjach rozwojowych z moimi klientami, którzy niejednokrotnie dobrze już wiedzą, czego chcą, ale nie są jeszcze gotowi dać czegoś „w zamian”. Jeżeli historia ta rezonuje z Tobą, mam dla Ciebie kilka pytań, które mogą pomóc Ci wyjść ku zmianie:

– jaki aspekt siebie musisz pożegnać, aby w pełni stać się tym, kim wiesz, że chcesz być lub już może jesteś?

– jakie przekonanie na Twój temat może być już nieaktualne i należy je zredagować lub stworzyć nowe, tak, aby dobrze Cię wspierało na aktualnym etapie Twojego życia?

– jakie nawyki stoją Ci na drodze do stania się lepszą wersją samego siebie?

A jeżeli chcesz wsparcia w trakcie procesu zmiany, zapraszam się do współpracy – będziemy rozmawiać o tym, czego chcesz, i czule wspierać Cię w trakcie żegnania się z tymi aspektami Twojej osobowości, które postanowisz zostawić w tyle. Napisz lub zadzwoń, opowiedz mi swoją historię i wspólnie zróbmy miejsce na „nowe”.

Pozdrawiam ciepło
Justyna